Kolumbia

Santa Marta i Park Tayrona – dżungla, Indianie i morze

napisany przez Agata

Santa Marta 

(Etap 2)(sierpień 2017)

Santa Marta to najstarsze miasto w Kolumbii, które otaczają malownicze plaże i niesamowite góry należące do masywu górskiego Sierra Nevada de Santa Marta. Została założona w 1525 roku jako baza konkwisty.

Karaiby. Jest gorąco i świeci słońce. Ludzie są bardziej natarczywi choć w dalszym ciągu mili i sympatyczni.

 

Park Tayrona

(Etap 3)(sierpień 2017)

Park Tayrona to jeden z najpiękniejszych parków narodowych Kolumbii. Można w nim nie tylko obcować z dziewiczą przyrodą, ale też poznać naturalne środowisko indiańskich społeczności, zamieszkujących te tereny od wieków. Park leży na granicy plaży, lasu tropikalnego i gór Sierra Nevada de Santa Marta.  Zajmuje obszar 12 000 hektarów lądu i 4 500 hektarów morza, posiada 85 kilometrów linii brzegowej.

Jest to obszar w całości chroniony. Przyroda jest tu piękna i różnorodna. Klimat parku zaczyna się nad Morzem Karaibskim wilgotnym powietrzem, przechodzi w dżunglę, a kończy w suchym, górskim klimacie na ok. 900 m n.p.m. Posiada on dwa główne typy roślinności: przy linii brzegowej las tropikalny, a na terenach wyższych i bardziej oddalonych od morza las górski. W Parku żyją barwne papugi i prawie 400 innych gatunków ptaków. Nieco głębiej zobaczyć można także małpy, leniwce, pancerniki, żółwie, iguany i węże a jeszcze dalej od szlaków ludzkich nawet mrówkojady, jaguary i oceloty.

Na trenie Parku Tayrona zamieszkuje do dzisiejszego dnia społeczność Indian Kogui. Uważa się ich za potomków cywilizacji Tairona, którzy słynęli z wyjątkowych wyrobów złotniczych (nazwa Taironi oznacza „złotnicy”). Szczególnie piękne i ważne dla nich były maski z przedstawieniami człowieka-nietoperza, który to motyw, podobnie jak u innych ludów (Chibcha), symbolizował władzę i moc.

 

Park Tayrona

Do Parku najlepiej dostać się busetami kursującymi dość często z Santa Marta (3 000 COP – 4 000 COP = ok. 3,5-4,5 zł). Nocując w Portal Atlante należy po prostu wyjść na szosę (vis a vis szkoły), czekać i machać. Nie każdy bus/autobus się zatrzyma, ale nie należy się tym przejmować. Ten co się nie zatrzymuje najpewniej do Parku po prostu nie jedzie, albo jest turystyczny. Odpowiedni zawsze stanie 😊. Nam udaje się ta sztuka po ok. 10 minutach oczekiwania. Znów jedziemy jako jedyni Europejczycy. Wejście główne znajduje się w El Zaino (na 32km od Santa Marta w kierunku Riohacha). Tam znajdują się kasy i tu trzeba załatwić wszystkie formalności, czyli kupić bilety i niejako zarejestrować wejście. Uwaga! Konieczne są paszporty. Koszt to 55 000 COP = ok. 66 zł ; dziecko 35 000 COP = ok. 42 zł.

Park Tayrona to miejsce szczególne w Kolumbii, dlatego wprowadzone są także specjalne zasady przebywania tam.

  • Godziny otwarcia: 8:00 – 17:00
  • Przed wejściem obowiązkowa prelekcja (film wyświetlany przy kasach) dotycząca zasobów naturalnych Parku i obowiązujących zasad.
  • Kąpiel tylko w wyznaczonych miejscach (prądy morskie ale też zwierzęta, np. kajmany)
  • Należy oszczędzać wodę (łazienki)
  • Zakaz wnoszenia na teren Parku plastikowych toreb, sprzętów muzycznych i napojów alkoholowych
  • Zakaz wprowadzania na teren Parku zwierząt domowych
  • Nie wolno korzystać na terenie Parku z desek surfingowych
  • Wszystkie „wyprodukowane” przez siebie śmieci należy z Parku wynieść włącznie z odpadkami naturalnymi (ogryzki, skórki, itp.). Nic nie zostawiamy.

Oficjalna strona Parku Tayrona: TUTAJ

Park Tayrona nocleg

Na terenie Parku Tayrona mamy do dyspozycji dwa miejsca noclegowe. Jednym z nich jest camping Arrecifes, drugim camping San Juan w Cabo de San Juan.

Camping Arrecies, położony znacznie bliżej wejścia w Cañaveral / El Zaino wydaje się być bardziej luksusowy, znacznie mniej klimatyczny. Jest też droższy. Uwaga! na plaży w Arrecifes nie można się kąpać. Niemniej jednak to właśnie tu można zobaczyć tzw. jaja dinozaura, czyli olbrzymie głazy będące jakże charakterystyczną wizytówką krajobrazu Parku. W pobliskim oczku wodnym mieszka też aligator.

Camping San Juan położony jest dużo dalej, za plażą Arrecifes (zakaz kąpieli), za plażą La Piscina (można się kąpać). Jest to bardzo przyjemne miejsce. Pod wiatą wiszą hamaki, na stosunkowo dużym terenie ustawione są w rzędach namioty. Jest też restauracja oraz barek z zimnym piwem, coca colą i wodą (woda jest najdroższa, więc co pić wniosek prosty 😊). Są tu też proste bungalowy. Na tyłach znajdują się koedukacyjne, proste ubikacje, umywalki i prysznice. Warunki spartańskie, ale czyste i wystarczające. Pod prysznicami trzeba pamiętać o oszczędności wody. Ceny w restauracji całkiem rozsądne, a posiłki pyszne (kolacja 26 000 COP = ok. 30 zł, śniadanie 16 000 COP = ok. 20 zł).

Z Cabo de San Juan odchodzi szlak do Pueblito – wioski zamieszkiwanej przez Indian Kougi. Na campingu panuje luźna, backpackerska atmosfera. Jesteśmy tu, podobnie jak w Valle de Cocora, jedynymi Polakami. Syn jest zaś jedynym dzieckiem. My zresztą też jakby w mniejszości wiekowej, ale średnią mamy ok 😉. Cena za namiot 66 000 COP = ok. 80 zł/noc.

Konie w Parku Tayrona

Po przejściu przez bramki biletowe można iść pieszo lub podjechać busem do Cañaveral. Zdecydowanie polecam tę drugą opcję. Ten odcinek drogi (ok. 3km) jest wyjątkowo nieciekawy, wręcz nudny, a warto zaoszczędzić siły na później.

Z Cañaveral można albo ruszyć dalej pieszo albo wynająć konia. My wynajmujemy 3 małe wierzchowce. Małe, bo tutejsze koniki są znacznie niższe niż te spotykane w Europie. Wszyscy czujemy się w siodle doskonale. Konie są spokojne i mądre. Idzie z nami co prawda przewodnik, ale nawet nasz dziewięcioletni syn siedzący po raz pierwszy w życiu na koniu doskonale radzi sobie sam. Zresztą, jak twierdzi, jest to największa atrakcja dnia. Lepsza nawet od kąpieli w morzu 😉.

W nocy nad Santa Marta i okolicą przetoczyła się potężna burza. Leje też z rana. Na szczęście deszcz ustaje i pozostaje już tylko nieprzebrane błoto. Konie brodzą w nim po kolana, przeprawiają się przez sięgające do strzemion kałuże. Gdzieniegdzie trzeba pokonać wystające grube korzenie, gdzie indziej przecisnąć się przez wąską szczelinę między skałami. W Innym miejscu zejście jest tak strome i śliskie, że koń zatrzymuje się i zastanawia przez chwilę zanim podejmie próbę pokonania przeszkody. Innym znów razem błoto i woda dają taki opór, że musi naprężyć wszystkie mięśnie aby poderwać do góry siebie i jeźdźca i wspiąć się na górę. A wszystko to wśród mokrej roślinności dżungli. Przygoda fantastyczna! I tym bardziej właśnie fantastyczna, że lało wcześniej. 😊

Koszt: 20000 COP /koń = ok. 24 zł / koń

(zdecydowanie warto mieć spodnie z nogawkami aby uchronić nogi przez obtarciami i obiciami o skały)

Przejście przez dżunglę w Parku Tayrona

W Arrecifes żegnamy się z naszymi wspaniałymi końmi i dalszą drogę pokonujemy na piechotę. Droga nie jest łatwa. Upał i duża wilgotność sprawiają, że idzie się naprawdę ciężko. Koniecznie trzeba mieć ze sobą duży zapas wody!

Po drodze do San Juan można odpocząć i wykąpać się na plaży La Piscina. Warto skorzystać z tej opcji, spłukać brud i pot, nabrać sił na dalszą wędrówkę. Należy jednak pamiętać o dobrym gospodarowaniu czasem. Zmierzchu w strefie równikowej prawie nie ma, noc zapada bardzo szybko i stosunkowo wcześnie. O 18:30 jest już zupełnie ciemno. My po kąpieli musimy zdecydowanie przyspieszyć kroku. Z powodu porannej ulewy opóźniliśmy nasz wyjazd do Parku o ok. 2h, nie mamy też zabezpieczonego noclegu w Cabo de San Juan. Musimy zatem dotrzeć tam z takim zapasem, żeby w razie konieczności być w stanie wrócić za dania na koniach do Cañaveral.

Jest ciężko. Pot leje się z nas strumieniami, błoto pod butami pluska. Syn ma już zdecydowanie dość, ale idzie dzielnie, nie marudzi, nie poddaje się. Brawo! Wreszcie, spoceni, wycieńczeni i głodni docieramy na plażę San Juan. Ten marsz w dżungli (ok. 1h od La Piscina) daje nam chyba bardziej w kość niż 7 godzin trekkingu w Valle de Cocora. Oblepieni potem ustawiamy się w kolejce do recepcji licząc na wolny namiot lub hamak. O hamaku możemy zapomnieć, natomiast trafia się nam przedostatni namiot. Co za ulga….! Podłoże jest mokre, więc nie dostajemy materaca. Ale nam to nie przeszkadza. Szczęśliwi zasługujemy na kąpiel w morzu. Teraz dopiero jesteśmy w stanie dostrzec piękno tego miejsca, docenić jego unikalność.

Kąpiel w morzu w Parku Tayrona

La Piscina: niewielka plaża i doskonałe miejsce na relaksacyjną kąpiel

Cabo de San Juan: piękna plaża, cudne morze

10min drogi za San Juan jest cicha, prawie bezludna, długa plaża z piaskiem koloru gryki. Nie wiem czy można się  tam kąpać.

Nocleg na kempingu San Juan

Jest ciemno. Wszyscy zgromadzili się w restauracji gdzie palą się lampy (otwierana w porze śniadania, lunchu i kolacji – 19:00). Jeszcze nie wydają posiłków. Ludzie siedzą, grają w karty, piszą kartki, dzienniki, gadają, lub po prostu jedzą własne zapasy. Kolejny dzień dobiega końca…

Noc w namiocie mija bardzo przyjemnie. Za sienniki służą nam śpiwory, do snu kołysze szum morza, o świcie budzi nas świergot ptactwa 😊.

Spacer wybrzeżem Parku Tayrona

Po śniadaniu ruszamy konno do Arrecifes (ok. 1h, 20 000 COP /koń = ok. 24 zł / koń), a następnie pieszo do Cañaveral (ok. 2h). W ten sposób „zaliczamy” wszystkie szlaki w Parku. Wszystkie oprócz drogi do Pueblito, które sobie postanowiliśmy odpuścić. Trochę szkoda, ale błoto i warunki marszu ciężkie, mamy na pokładzie dziewięciolatka i trzeba mierzyć siły na zamiary.

Idąc szlakiem wzdłuż wybrzeża z Arrecifes do Cañaveral widzimy dzikie plaże, wielkie niebieskie motyle, mrówki niosące listki jak zielone żagielki, niebieskie kraby większe od dłoni i nieprzebraną roślinność dżungli. A kajmana spotykamy rano w bajorku przy plaży na kempingu. Po drodze kupujemy też od Indian Kogui banany i kokosa. Z tych ostatnich rozłupanych maczetą wypijamy orzeźwiające mleczko. Dwugodzinna trasa prowadzi góra – dół, góra – dół. Jest pięknie, ale żar leje się z nieba i słońce doskwiera. W przeciwieństwie do poprzedniego pochmurnego dnia słońce przyciąga sporo ludzi, więc o spotkaniu małpy czy tukana można zapomnieć.

 

Nocleg w okolicy Parku Tayrona 

Portal Atlante (info od znajomego, rezerwacja booking.com)

Jest to hotelik prowadzony od 2015 roku przez Jorge – syna byłego ambasadora Kolumbii w Polsce. W zasadzie nie jest to ani hotel, ani hostel, a raczej miejsce relaksu i chill’outu, oaza gdzie uprawia się jogę w zgodzie z naturą i samym sobą. Docelowo ma to być miejsce fizycznego i duchowego uzdrowienia oparte na tradycjach medytacji, ziołolecznictwie i medycynie naturalnej Indian. Ma też być samowystarczalne. Jest to miejsce przecudne, zawieszone jakby w hamaku nad płynącą w dolinie rzeką. Portal Atlante położony jest w ogrodzie drzew mango, pomarańczy, mandarynek, papai, guanaban, awokado, bananowców, kakaowców … i tak można by wymieniać bez końca.  

Jest też basen.  Przyrządzoną przez Jorge pyszną wegańską kolację zjeść można w restauracji krytej strzechą z liści palmy.

Domki bliźniaki usytuowane są na tarasach (łącznie 4-6 pokoi). W pokoju jest czysto i schludnie. W łazience jest toaleta, umywalka, prysznic i ciepła woda. Kolorowe obrazy na ścianach dopełniają całości. W naszym pokoju jest podwójne łóżko i hamak.  Syn oczywiście wybiera nocleg w hamaku. O 5:30 przychodzi jednak do nas, bo zrobiło się niewygodnie ☹. Świta, więc zaczynają budzić się ze snu ptaki, głównie krzykliwe papugi. Do tego słychać strzały z laserów. Jesteśmy gdzieś bardzo, bardzo dawno temu w odległej galaktyce…. Za naszymi plecami rozgrywa się bitwa o Hoth…. To żaby! Nazywane tu potocznie żabami laserowymi, bo wydają z siebie dźwięki wypisz wymaluj ściągnięte ze ścieżki dźwiękowej do StarWars. A może było odwrotnie…. 😉.

Na śniadanie Jorge częstuje nas pyszną kawą, której ziarna pochodzą z uprawianej ekologicznie plantacji jego ojca.

Aby dostać się do Portal Atlante należy najpierw przejechać z lotniska do Mamatoco – stacji autobusowej skąd odchodzą busety jadące w kierunku Parku Tayrona (biało-zielone). My akurat do Mamatoco docieramy w strugach tropikalnej ulewy. Ulice płyną, samochody, motory i busety przekształciły się w amfibie. Santa Marta dosłownie spływa każdą ulicą, uliczką i główną arterią. Po części jest to wina ulewy, po części bardzo złego systemu odprowadzania wody. Portal Atlante leży na 11,5 kilometrze drogi do Parku Tayrona. Taką informację należy podać kierowcy i jechać 😊. W busecie jadą sami miejscowi, zatrzymuje się ona dosłownie co kilkanaście metrów aby wpuścić lub wypuścić następnych pasażerów. Jeśli na ulicy stoi grupka „niezdecydowanych” – też się zatrzymuje, a wiszący w otwartych drzwiach naganiacz próbuje namówić towarzystwo na podróż.

Relaks w Portal Atlante

Po powrocie  w Portal Atlante czeka na nas pyszny wegański obiad i orzeźwiająca kąpiel w basenie. Potem zaś już tylko relaks w hamaku. Tak, dziś właśnie tak spędzamy drugą połowę dnia – na nicnierobieniu bujając się w hamaku lub pływając z żabą w basenie 😊. W tle leci muzyka klasyczna, w dole szumi rzeka, ja leżę sobie w hamaku zawieszonym pod powałą z liści palmy, wśród drzew mango i palm kokosowych…. 😊.

 


KOSZTY (3 osoby, sierpień 2017)

  • Nocleg w Portal Atlante: 100.000 COP = ok. 122 zł/ pokój, noc
  • Wyżywienie w Portal Atlante: 2 x kolacja, 2 x śniadanie, 1 x podwieczorek: 160.000 COP = ok. 195 zł /3 osoby
  • Dojazd z lotniska w Santa Marta do Portal Atlante: 25.000 COP = ok. 30 zł

PARK TAYRONA

  • Dojazd Portal Atlante – Park Tayrona – Portal Atlante: 2 x 10.000 COP = 2 x ok. 12 zł / 3 osoby
  • Bilety wstępu do Parku Tayrona: 2 x 55.000 COP/ os. dorosła+ 1 x 35.000 COP (dziecko)= 2 x ok. 67zł/ os dorosła+ ok. 43zł
  • Konie na trasie Canaveral – Arecifes: 60.000 COP = ok. 75zł /3 konie
  • Konie na trasie San Juan – Arecifes: 60.000 COP = ok. 75zł /3 konie
  • Wyżywienie w Parku Tayrona (3 osoby): kolacja 78.000 COP = ok. 95zł ; śniadanie 48.000 COP = ok. 58zł ; napoje 20.000 COP = ok. 25zł
  • Nocleg w namiocie na campingu San Juan: 66.000 COP = ok. 80 zł /namiot

Łącznie cały pobyt w Parku Tayrona wyniósł nas ok.  150 USD  

(3 osoby, 2 nolcegi w Portal Atlante, 1 nolceg w Parku, sierpień 2017).


 

czytaj dalej:

Cartagena de Indias – perła Karaibów

Isla Barú i Playa Blanca – czyli karaibski raj

Bogota – czyli stolica i największe miasto w Andach

Amazonia – czyli wyprawa w największą dżunglę świata

Laguna Guatavita – czyli symboliczne El Dorado

Wszystkie wpisy o Kolumbii znajdziesz tutaj: KOLUMBIA

 

Podobał Ci się wpis? Będzie mi bardzo miło, jeżeli podzielisz się nim ze znajomymi i zostaniesz moim stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie 😊

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x