Weekend w sandomierskich winnicach – spacery wśród winorośli, degustacja wybornych win i pysznych serów. Wyprawa rowerowa przez pola, łąki i sady do renesansowego Sandomierza i na Góry Pieprzowe. Do tego ruiny zamków, średniowieczne opactwo, pozostałości „ciągu fabryk żelaznych nad Kamienną” i miasto z kawałów. Tak w skrócie wyglądał nasz czerwcowy weekend pełen smaków, aromatów, pięknych krajobrazów i odrobiny historii.
Trasa wycieczki
(VI 2024)
Mikrowyprawa
Wyruszyliśmy z Warszawy w piątek wieczorem. Do położonej 10km na północ od Sandomierza Winnicy Sandomierskiej w Górach Wysokich dotarliśmy po około 3h jazdy. Tam czekał na nas pokój z balkonem i wyborne wino.
Winnica Sandomierska
Swoją winnicę Państwo Monika i Marceli założyli w 2003 roku. Dziś liczy 4ha co daje roczną produkcję około 30.000 butelek wina. Ciągle jednak pozostaje rodzinną manufakturą. Jest tu spokojnie i cicho, wręcz sielankowo. Wieczorny ptasi koncert wysłuchany przy winie Sandomirius ze szczepu Solaris z zatopionego w bluszczu balkonu był idealnym zakończeniem dnia i… początkiem przygody z winnicami i winami Sandomierszczyzny.
Rowerem do winnic
W sobotę rano wyruszyliśmy na rowerach w stronę Sandomierza.
To były 33km przez pola, łąki i sady. Po drodze mijaliśmy wsie z cudnie ukwieconymi przydomowymi ogródkami. Zawitaliśmy oczywiście do Sandomierza i odwiedziliśmy trzy winnice z Sandomierskiego Szlaku Winiarskiego. Winne opowieści i spacery wśród winorośli przeplatały się z kilometrami pokonywanymi po drogach i bezdrożach Wyżyny Sandomierskiej.
Więcej o tej wycieczce oraz o noclegu w winnicy: TUTAJ
Sandomierz
Malowniczo położony na nadwiślańskiej skarpie Sandomierz to perła renesansu na szlaku polskich miast. Dość dokładnie zwiedziliśmy go kilka lat temu podczas rodzinnych wakacji, dlatego teraz tylko przespacerowaliśmy się po Rynku, zajrzeliśmy w kilka uliczek i zasiedliśmy na zasłużonej kawusi w Cafe Kordegarda.
O Sandomierzu i jego atrakcjach przeczytacie TUTAJ.
W niedzielę rano ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Nie miał to być jednak klasyczny powrót trasą szybkiego ruchu, tylko powolne kolebanie się po lokalnych drogach zaglądając to tu, to ówdzie w miejsca skrywające różnorakie ciekawostki.
Wąska szosa prowadziła przez ciche wsie i pełne dojrzewających owoców sady. Czasami wjeżdżaliśmy w jakiś lessowy wąwóz – tutaj codzienność, dla nas niezwykłe przeżycie. W ten oto sposób podjechaliśmy pod ruiny zamku w Międzygórzu.
Ruiny zamku w Międzygórzu
Na wyniosłym cyplu stromego wzgórza pysznią się malownicze ruiny średniowiecznego zamku. Cisza, spokój, wokół same pola i sady, jakieś kilka domów. Miejsce jest niezwykle klimatyczne i zdecydowanie warte odwiedzenia.
Więcej o zamku i zwiedzaniu TUTAJ
Zaledwie 10km dalej mamy Włostów, a w nim ruiny neorenesansowego pałacu z XIX wieku.
Ruiny pałacu Karskich we Włostowie
Stanisław Karski był właścicielem ziemskim i działaczem politycznym. Był właścicielem cukrowni, młynów, gorzelni, stawów rybnych, plantacji chmielu i buraków cukrowych, stadniny koni.
Niniejszy pałac został wzniesiony w latach 1854–1860 według projektu Henryka Marconiego – jednego z najwybitniejszych architektów pierwszej połowy XIX wieku, tworzących na ziemiach polskich. Otaczał go rozległy park. W początkach XX wieku do budynku doprowadzono prąd, ciepłą wodę (centralne ogrzewanie) oraz linię telefoniczną. W latach swojej świetności pałac Karskich tętnił życiem, odwiedzali go znamienici goście, min. nuncjusz apostolski, Stefan Żeromski pisał tu Popioły, a biskup sandomierski miał tu swoją rezydencję.
Majątek rozwijał się dobrze aż do II wojny światowej. Po wojnie został odebrany Karskim i zagospodarowany na szkołę podstawową oraz Państwowe Gospodarstwo Rolne. Pałac zaczął popadać w ruinę.
Dziś ruiny są w opłakanym stanie. Widać dawne piękno i wielkość, ale jest naprawdę źle. Na szczęście jest nadzieja – w końcówce 2023 budynek wraz z parkiem kupiło starostwo powiatowe w Opatowie. W planach jest odbudowa pałacu, w którym ma powstać Muzeum Ziemiaństwa lub/i hotel. Na razie ustawione są tylko tabliczki informujące o zakazie wstępu do ruin – bo grożą zawaleniem, ale trzymamy mocno kciuki za postęp robót.
Z tematów praktycznych to samochód najlepiej zostawić na parkingu pod kościołem.
Kolejno minęliśmy Opatów. Tym razem tu nie zabawiliśmy dłużej, ale…
Opatów – podziemne miasto
Do zwiedzania udostępniono około 500 metrów podziemnej trasy turystycznej na trzech poziomach. Jest to zespół podziemnych korytarzy drążonych pod opatowskimi domami, ulicami i rynkiem. Piwnice te służyły od średniowiecza, a szczególnie w XVI i XVII wieku, za magazyny kupieckie. Opatów położony był bowiem na skrzyżowaniu wielkich szlaków handlowych.
Będąc w Opatowie trudno też nie zauważyć monumentalnej, ufundowanej w XII wieku przez Kazimierza Sprawiedliwego lub Henryka Sandomierskiego, kolegiaty św. Marcina.
Za Opatowem powinniśmy jechać bezpośrednio na Ostrowiec Świętokrzyski, ale postanowiliśmy zajechać na chwilę do Ćmielowa.
Ćmielów
Z czego Ćmielów słynie każdy wie. Fabryka porcelany w Ćmielowie jest jedną z najstarszych polskich fabryk. Ręcznie wykonywane filiżanki powstawały tu już w 1790 roku. I choć miasto nie wykorzystuje turystycznie swojej pozycji króla białego złota tak jak to robi chociażby Miśnia, to ponad dwustuletnia historia produkcji porcelany zobowiązuje. Jakiś czas temu na rynku miejskim pojawiły się fikuśne instalacje i zaczęto to miejsce nazywać Rynkiem Porcelanowym. I bardzo dobrze! Jest miło i przyjemnie.
Miejscem znanym i lubianym jest oczywiście Żywe Muzeum Porcelany, gdzie można na własne oczy zobaczyć proces powstawania tej luksusowej ceramiki. Jest też 22-sto metrowy piec – najwyższy do dziś zachowany tego typu obiekt w Europie.
Tym razem nie wchodziliśmy do środka – troszkę niestety nie stać nas było czasowo. Wpadliśmy za to, całkiem przypadkiem, na porcelanowy kiermasz. Oj, co tam się nie działo!
Co prawda nie obkupieni, ale pełni porcelanowych wrażeń pojechaliśmy dalej, aby za Ostrowcem Świętokrzyskim zajrzeć do niewielkiej wsi o wdzięcznej nazwie Nietulisko Duże.
Ruiny walcowni żelaza z XIX wieku
Cisza, spokój, tylko świerszcze grają a żar leje się z nieba i leżący na uboczu, trochę zapomniany zabytek techniki.
To teren walcowni profili drobnych i blach grubych – końcowego etapu „ciągu fabryk nad rzeką Kamienna”, którego pomysłodawcą był Stanisław Staszic. Kamienna miała stać się osią energetyczną i transportową, wzdłuż której rozplanowano ciąg zakładów hutniczych i przetwórstwa żelaza tak aby cały proces technologiczny produkcji żelaza odbywał się z biegiem rzeki. Plan uprzemysłowienia ziem Królestwa Polskiego zakładał spiętrzenie wód od Wąchocka do Nietuliska.
Prace przy budowie walcowni rozpoczęto w 1824 roku, ale kontynuowano dopiero po powstaniu listopadowym. Budowę zakładu ukończono w 1846 roku. Projektantem był Karol Knake, a zastosowane tu inżynieryjne rozwiązania wzbudzają podziw do dziś. Imponowało też wyposażenie zakładu.
Niestety, w drugiej połowie XIX wieku rentowność zakładu spadła, dodatkowo w 1903 roku tereny nad Kamienną nawiedziła wielka niszczycielska powódź. Odcięty od energii zakład zamknięto w 1905 roku, a urządzania zostały wywiezione do Rosji lub sprzedane. Budynki zaczęły popadać w ruinę. Do dziś zachował się historyczny układ wodny, co stanowi szczególną wartość zabytkową tego miejsca, ale po budynkach i sprzętach zostało niewiele.
W 2023 roku konserwator zabytków wyraził zgodę na zagospodarowanie terenu ruin z przeznaczeniem na muzeum na otwartym powietrzu. Prace budowlane mają rozpocząć się pod koniec 2024 roku. Ciekawe więc jak to będzie wyglądało za jakiś czas 😊.
Dalej nasza trasa wiodła przez Starachowice. A jak Starachowice to ciężarówki STAR.
Ścieżka STARa
Ścieżka STARa powstała w 2018 roku, z okazji 70-lecia uruchomienia fabryki ciężarówek. W różnych punktach miasta poustawiane są ciężarówki STARa – a to pojazd wojskowy, a to strażacki, dźwig czy wywrotka. Nie jest to projekt zamknięty i co jakiś czas pojawiają się jakieś nowe eksponaty.
Samochody oddalone są od siebie dość znacznie, dlatego „objeżdżaliśmy” je autem. Za pomocą Googla, info z netu i własnych oczu udało nam się zlokalizować 8 pojazdów.
A to już Wąchock. Mając go praktycznie na swojej trasie nie mogliśmy tu nie zajechać. Po prostu nie dało się!
Wąchock – miasto z kawałów
O Wąchocku słyszał każdy. Każdy opowiadał kawały o sołtysie z Wąchocka. Przynajmniej jakiś czas temu😉. Ale nie każdy w Wąchocku był, nie każdy widział pomnik sołtysa, aleję kawałów i kamień przepowiadający pogodę. Nie każdy też wie, że oprócz śmichów chichów, w Wąchocku jest romański klasztor, a sam Wąchock i urzędujący tu Cystersi zapisali ważne karty w historii gospodarczej regionu.
Więcej o tym miasteczku i jego atrakcjach TUTAJ
Ostatnim punktem programu były ruiny zamku w Iłży.
Zamek w Iłży
Iłża leży na południowych krańcach województwa mazowieckiego, niecałe 10km od granicy z województwem świętokrzyskim. Tu na zamkowej skale wznoszą się ruiny średniowiecznego zamku biskupiego. Bo właśnie biskupi krakowscy byli właścicielami Iłży od XII do XVIII wieku. Ta niegdyś wspaniała budowla z biegiem lat popadła w ruinę. Niedawno odrestaurowana dziś cieszy oko jako tzw. trwała ruina, którą można zwiedzać i w której jak się dobrze trafi można przeżyć jakieś historyczne atrakcje.
O zamku i zwiedzaniu więcej TUTAJ
Stąd już tylko coś ponad 150km dzieliło nas od domu. Dojechaliśmy na niedzielny wieczór – w sam raz na głaskanie kota i jakiś meczyk Euro 2024 😉.
Wszystkie posty z województwa świętokrzyskiego znajdziesz tutaj: Świętokrzyskie – atrakcje regionu
Nasze dotychczasowe mikrowyprawy po Polsce znajdziesz tutaj: Mikrowyprawy
Więcej o ciekawych miejscach w Polsce:
Podobał Ci się wpis? Będzie mi bardzo miło, jeżeli podzielisz się nim ze znajomymi i zostaniesz moim stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie 😊