20km od morza w głąb włoskiej prowincji Apulia leży wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Alberobello.
Trulli to malutkie domki zbudowane na planie koła i zwieńczone stożkowymi, kamiennymi dachami. Alberobello to całe miasteczko takich domków. A w okolicy jest ich jeszcze więcej!
Czy jest tu turystycznie? – tak
Czy jest tłoczno? – tak
Ale czy można znaleźć miejsca ustronne, do których nie dociera prawie nikt? – oczywiście, że tak!
Czy warto odwiedzić Alberobello? – zdecydowanie tak!
(lipiec 2021)
Valle d’Itria
Rzecz dzieje się w Dolinie Itrii (Valle d’Itria), wśród rozległych winnic i gajów oliwnych, gdzie na równinach i niewielkich wzgórzach przycupnęły białe miasteczka. Tu i ówdzie, na polu, przy drodze lub w miasteczku widać charakterystyczne domki trulli.
Dlaczego właśnie trulli?
Domy te miały pełnić funkcję siedzib szybkich w budowie i szybkich w rozbiórce. Najpopularniejsza z teorii mówi, że działo się tak dla uniknięcia płacenia podatku, który od domów wybudowanych na stałe był bardzo wysoki. Gdy więc zbliżał się poborca podatkowy nie rozbierano oczywiście całego domu (co byłoby i bezsensowne i niewygodne), tylko zdejmowano dach, albo wręcz jego kawałek. Było to o tyle proste, gdyż dachy trulli budowane są poprzez specjalne ułożenie kamieni bez użycia zaprawy murarskiej ani innego spoiwa.
Jak zwiedzać Alberobello?
Nie oszukujmy się, Alberobello jest miejscem turystycznym i tłocznym. Dlatego, jeśli nie jesteście kompletnie poza sezonem, trzeba zwiedzać je rano. Im wcześniej tym lepiej. Albo wieczorem – jak już wyjadą wszyscy jednodniowi turyści.
Nam udało się dotrzeć do niego około 10:00 i było to już ciut za późno na bezludne uliczki w najpopularniejszych miejscach. Niemniej jednak (może za sprawą bądź co bądź covidowego sezonu) przerażających tłumów nie było a w bocznych zakamarkach chodziliśmy sami.
Zona Trulli, czyli obszar na którym znajdują się domki trulli (bo przecież Alberobello to też „zwykłe”, całkiem spore miasto) dzieli się generalnie na dwie części. Pierwsza z nich – większa i popularniejsza – to Rione Monti (na południe od Largo Martellotta przechodzącej w Via Indipendenza). Tutaj mamy najwięcej trulli, są liczne sklepiki, kramiki i restauracje. Tutaj też swoje pierwsze kroki kierują wszyscy turyści. Z upływem dnia jest coraz gwarniej. Na straganach można kupić pamiątki – te całkiem ładne i te kiczowate niestety też… Na szczęście jeśli skręcimy w boczną uliczkę, bez trudu możemy zgubić tłum.
Po przeciwnej stronie Largo Martellotta / Via Indipendenza (na północ) znajduje się Rione Aia Piccola. Jest o wiele mniejsza i spokojniejsza. Mało tu kramów, mało ludzi. Turyści jakby troszkę zapomnieli o tej części. W lipcu spacerowaliśmy tam sami. Zaglądaliśmy w każdy kąt. Było cicho i spokojnie.
Warto też usiąść w tej części na kawę w barze Villa Belvedere, skąd rozciąga się fantastyczny widok na park i zonę trulli.
Gdzie zanocować?
Można oczywiście zanocować w Alberobello, w zabytkowym centrum. Będzie to doskonała okazja do poznania miasteczka o poranku i wieczorową porą.
My jednak zdecydowaliśmy się na nocleg na prowincji, w sennym San Marco, gdzie zamieszkaliśmy w jednym z trulli. Było cudnie!
I trulli del fattore (rezerwacja bookig.com)
Przestronne, ze smakiem urządzone trulli na wyłączność. Salon, osobno sypialnia, do tego łazienka i kuchnia. I ogród!, w którym jedliśmy kolację i śniadanie. Cisza, spokój – tylko cykady i odległe poszczekiwanie psa. Miły właściciel dopełniał całości wielce pozytywnego wrażenia.
Zajechaliśmy tam z Polignano a Mare i Monopoli – o obu miasteczkach, grotach i plażach pisałam TUTAJ. Następnego dnia rano ruszyliśmy do Alberobello a następnie do Matery.
Cena: 108 euro/doba
San Marco
San Marco leży 13km od Alberobello i 4km od Locorotondo. To mała, senna miejscowość, w której w lipcu byliśmy chyba jedynymi turystami. Spacerując po nim tu i ówdzie natykaliśmy się na domki trulli. Jedne były odnowione i zamieszkałe, inne jakby porzucone, zniszczone, zaniedbane.
Za namową gospodarza poszliśmy odwiedzić lokalną manufakturę wina i oliwy – Olimpia. Jak tylko tam zaszliśmy zostaliśmy od razu zaproszeni do stołu i ugoszczeni winem i oliwą. Było niezmiernie miło i rodzinnie.
Wieczorem pojechaliśmy jeszcze na kolację do Locorotondo. Niestety obeszliśmy się smakiem gdyż wszystkie knajpy były albo zajęte, albo miały zarezerwowane stoliki. W historycznej części było tłoczno i dość przytłaczająco. Głodni i zmęczeni zrobiliśmy więc zakupy w lokalnym sklepie. I to był strzał w 10! Zaopatrzeni w smakołyki wróciliśmy do naszego trulli i delektowaliśmy się kolacją w ogrodzie 😊.
Czytaj dalej:
Matera – miasto wykute w skale
Wszystkie wpisy o Apulii znajdziesz tutaj: APULIA – na włoskim obcasie
Wszystkie wpisy o Włoszech znajdziesz tutaj: WŁOCHY
Podobał Ci się wpis? Będzie mi bardzo miło, jeżeli podzielisz się nim ze znajomymi i zostaniesz moim stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie