Lubelskie Roztocze

Magiczne Roztocze

napisany przez Agata

Lubelskie na weekend

Roztocze – kraina geograficzna „roztoczona” pomiędzy Kraśnikiem a Lwowem. „Miejsce gdzie rozchodzą się dwa potoki”, czyli wzniesienia gdzie ma miejsce rozdział rzek spływających do Bałtyku i do Morza Czarnego. Kraina lasów, łąk i konika polskiego oraz owcy uhruskiej. Zresztą może właśnie od tych pięknych, szerokich, „roztaczających się” wokoło krajobrazów pochodzi ta nazwa, która po raz pierwszy zaistniała pod koniec XIX wieku w pracach galicyjskich geografów.

Mówi się też, że Roztocze to „słoneczny biegun Polski”, bo rzeczywiście jest to najbardziej słoneczna kraina w naszym kraju. Tu, wedle badań meteorologicznych, słońce świeci najczęściej.

Na Roztoczu spędziliśmy kilka aktywnych dni. Taki oddech po zakończeniu roku szkolnego, na sam początek wakacji. Jadąc z Warszawy nie mogliśmy oczywiście pominąć Kozłówki i Zamościa.

(czerwiec 2019)

 

 

 

 

ROZTOCZE ATRAKCJE

Zwierzyniec

W 1593 roku kanclerz Jan Zamoyski utworzył tu, ogrodzony 30 kilometrowym parkanem, zwierzyniec myśliwski. Wybudował wtedy okazały dwór, w którym gościli najznamienitsi ze znamienitych, między innymi królowie Polski z dynastii Sasów. 

W XIX wieku przeniesiono tu siedzibę Zarządu Ordynacji Zamojskiej oraz otworzono pierwszą w Polsce fabrykę maszyn rolniczych (1804) i zbudowano browar (1806). Było to niebywałym impulsem dla rozwoju Zwierzyńca. Wkrótce stał się też modną miejscowością letniskową. Na początku XX wieku (1905) rozebrano do końca ogrodzenie królewskiego zwierzyńca myśliwskiego.

Zwierzyniec to dziś niewielkie miasteczko ukryte wśród lasów Roztoczańskiego Parku Narodowego. Na uwagę zasługuje tu urokliwy barokowy kościółek „na wodzie”. Znajduje się on na wysepce, na którą wiedzie drewniany mostek. Tuż obok mamy jeden z najstarszych browarów w Polsce – Browar Zwierzyniec. Browar działa nadal, a jego zabytkową część można od 2014 roku zwiedzać (z przewodnikiem: V, VI, IX piątek – niedziela, 10:00-16:00; VII, VIII środa – niedziela, 10:00-16:00). W lecie na dziedzińcu browaru funkcjonuje kino plenerowe.

 

 Spływ kajakowy po rzece Wieprz

Roztocze to natura, przyroda, lasy, łąki i rzeki. Tanew, Łada, Por, Gorajec, Wieprz… to tylko niektóre z rzek, na których organizowane są spływy kajakowe. Wypożyczalnie są dosłownie na każdym kroku. My wybraliśmy płynący przez Obrocz i Zwierzyniec Wieprz. Kajaki wypożyczyliśmy w przystani kajakowej Bondyrz 112a (zteterycz@wp.pl , 886 254 792)(ulotkę znaleźliśmy w Informacji Turystycznej w Zamościu).

Do wyboru są 3 warianty trasy (chociaż właściwie dokąd by się nie dopłynęło to i tak właściciel nas odbierze 😉).

Najdłuższa opcja, przewidziana na 6-7h wiosłowania to trasa Hutki – Most Guciów (ok. 15km). Po drodze mijamy takie punkty charakterystyczne jak Most Kaczórki, Bondyrz Młyn I, Most Tartak, Bondyrz Młyn II i wreszcie Most Guciów, gdzie wielki napis „stop” ogłasza koniec trasy. Pomiędzy Guciowem a Obroczą się nie pływa. Za dużo tam powalonych drzew. Wieprz wznawia swoją ofertę w Obroczy, skąd można popłynąć przez Zwierzyniec aż do Szczebrzeszyna (oferta np. U Rudego).

My wybraliśmy (trochę zresztą przez przypadek) część między Hutkami a Guciowem. I bardzo dobrze 😊. Była bowiem sobota i jak się okazuje Roztocze takie puste i bezludne nie jest…. W przystani U Rudego aż się kłębiło, a na szosie co i raz spotykaliśmy przyczepę wiozącą sprzęt. A my przez 7 godzin płynęliśmy sobie spokojnie sami i oprócz niezliczonej ilości kaczek, kaczorów i malutkich kaczuszek spotkaliśmy tylko jedną grupkę pięciokajakowej młodzieży.

Wieprz to wąska i kręta rzeka, w związku z tym dość wymagająca. Mimo iż wydaje się, że płynie leniwie, to liczne meandry i jeszcze liczniejsze zalegające na dnie, albo powalone jak półotwarte mosty zwodzone konary, sprawiają nie lada wyzwanie. Trzeba nieustannie kontrować, brać zakręty z odpowiednim wyprzedzeniem i pod odpowiednim kątem bo inaczej parkowanie w trzcinach murowane. A ile razy nam się tak zdarzyło… tego nie da się po prostu policzyć 😉. Do tego w Bondarzu przy Młynie I (restauracja Roztoczański Pstrąg) czeka nas przenoska przez szosę. Przenosek przez powalone drzewa mieliśmy jeszcze dwie, ale to już pewnie bardziej kwestia poziomu wody w danym roku.

Była to wyśmienita przygoda i relaks połączony  z wysiłkiem fizycznym 😊. Polecam.

 

Wycieczka rowerowa do Florianki

Trasa rowerowa do Florianki (Zwierzyniec – Stawy Echo – Rybakówka – Florianka – Górecko Stare: 12km) (znakowana kolorem żółtym). Można wrócić po śladach lub szosą przez Majdan Kasztelański i Józefów Roztoczański (łącznie 27km)

 

Florianka to dawny folwark, gdzie współcześnie mieści się Ośrodek Hodowli Stajennej Konika Polskiego oraz Owcy Urhuskiej. Tuż obok stoi stara leśniczówka Ordynacji Zamojskiej (z 1830 roku), w której funkcjonuje Izba Leśna.

Izba Leśna jest czynna:

  • 01.V – 30.VI oraz 01.IX – 31.X: soboty i niedziele, 900 -1700,
  • 01.VII – 31.VIII: codziennie z wyjątkiem poniedziałków, 900-1700.

My byliśmy właśnie w poniedziałek i to w końcówce czerwca, tak więc całość zastaliśmy zamkniętą i żywego ducha wokół… Chociaż nie – były przecież owce, których beczenie słychać już z daleka, a które rezydują na pobliskich łąkach i w zagrodach.

Konik polski – potomek tarpana – to niski, bardzo wytrzymały koń, hodowany w kilku miejscach w Polsce. W Roztoczańskim Parku Narodowym, którego symbolem jest właśnie konik polski, żyją one wolno i dziko. We Floriance prowadzi się natomiast ich hodowlę stajenną. Nam niestety nie udało się spotkać koników ani na dziko, ani we Floriance. Stado widzieliśmy jedynie z daleka, z punku widokowego przy Stawach Echo. Myślę, że to kwestia wakacji i jakże ruchliwego weekendu poprzedzającego naszą wycieczkę… Koniki oddaliły się po angielsku w bardziej ustronne miejsca Parku. Słyszałam jednak, że w okresach mniej turystycznych można je spotkać dosłownie wprost na drodze. Tak po prostu – jedziesz rowerem, a tu stado koników osacza Cię i „żąda” kanapek 😊.

Trasa rowerowa o której mowa jest bardzo przyjemna i dość prosta.

Zdecydowana jej większość omija szosy. A można i tak pojechać, że po szosie nie jedzie się wcale. Dla nas był to bardzo istotny aspekt, bo po pierwsze jechaliśmy z dzieckiem, a po drugie szczerze nie cierpię jeździć po szosach i być wymijaną przez rozpędzone samochody.

Niestety na Roztoczu, mimo iż potencjał rowerowy region ten ma olbrzymi, a i chwali się szeroko takowym, bezpieczne trasy rowerowe należą do rzadkości ☹. Większość szlaków prowadzi szosami, które zwłaszcza w weekendy, są naprawdę ruchliwe. Sami byliśmy świadkami niebezpiecznych wymijań całych rodzin z małymi dziećmi…

Chcąc za wszelką cenę uniknąć takich sytuacji woleliśmy zaryzykować piach i wzniesienia w lesie. Niestety… tutaj nie ma w zasadzie szlaków poprowadzonych przez Park. To znaczy jest kilka, ale np. z Obroczy do Florianki można się dostać tylko przez Zwierzyniec. Trasa przez las, na wprost, po prostu nie istnieje. I niech Was nie zmyli żadna mapa, na której widać drogi. Nas zmyliła… i po trzech godzinach wyczerpującego wspinania się na piaszczystą, kamienistą górę i kluczeniu po rozstajach wylądowaliśmy w Guciowie, czyli w zasadzie w punkcie wyjścia. Jedynym plusem tego całego eksperymentu była cudowna, zagubiona, kompletnie dzika polana pełna maków, chabrów i innego ziela oraz niewyobrażalnych ilości poziomek 😊.

W efekcie okazało się, że cała ta karkołomna eskapada była kompletnie niepotrzebna.

Z naszej Chaty na Rozdrożu należało przejechać kawałek po szosie. W sobotę i w niedzielę ruch był duży (zaskakująco duży!), ale już w poniedziałek zdecydowanie mały. Ponadto w samym „centrum” Obroczy jest chodnik. Tam też trzeba było odbić w małą, podporządkowaną uliczkę w prawo (Batalionów Chłopskich), która po przekątnej trójkąta doprowadziła nas do Zwierzyńca (z początku asfalt, potem leśny dukt, po drodze przejazd kolejowy). Przez sam Zwierzyniec przebijaliśmy się ścieżkami rowerowymi. Dalej ulicą Plażową aż do Stawów Echo i dalej żółtym szlakiem przez teren Roztoczańskiego Parku Narodowego.

Jeśli chodzi o nachylenie to do Borecka Starego jedzie się bardziej w dół (chociaż są też wjazdy). Tutaj trzeba było podjąć decyzję – czy cofnąć się po śladach (omijając szosy), czy jechać dalej zataczając pętlę, ale licząc się z jadą po mniej lub bardziej ruchliwych szosach. Byliśmy już na tyle zmęczeni, że pojechaliśmy naprzód licząc na łatwiejszy i szybszy powrót. Do Józefowa Stanisławowskiego było w zasadzie pusto – typowa lokalna droga. Dopiero za przejazdem kolejowym, wjechawszy na główną 849 zaczął się ruch. Nie był on dramatyczny (nie taki jak dnia poprzedniego, w niedzielę), ale jednak już samochody wymijały nas regularnie (ok. 8km). Dojechawszy do rozdroża my skręciliśmy w prawo na Obrocz i po kolejnych 4km byliśmy w domu. Ci co będą jechać do Zwierzyńca skręcą w lewo.

 

Stawy Echo

Stawy te zostały  założone jeszcze przed drugą wojną światową na miejscu rozległych mokradeł. Dzisiaj mamy 4 zbiorniki zasilane wodami strumienia Świerszcz.

Gdy zajeżdża się od strony Zwierzyńca pierwszym punktem przy stawach jest piaszczysta, całkiem sporej wielkości plaża. Jest też wyznaczone kąpielisko i nawet siedzi ratownik. Jest flaga i łódka ratownicza. Gdy tam dotarliśmy w stawach brodziły przy brzegu dzieciaki, pomiędzy nimi kaczki. Łaził też namolny i ciekawski łabędź. Wskoczyliśmy więc z ochotą do wody aby się trochę ochłodzić i orzeźwić, bo lato 2019 na upałach nie oszczędza. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy woda w najgłębszym miejscu nie sięgnęła naszych ud – tak, ud! – a stopy nieustannie zapadały się w grząski, czarny muł. No cóż… kąpiel do najbardziej orzeźwiających nie należała, ale przeżycie to tych ciekawszych a i owszem 😉.

W innych latach podobno tak nie było…. W 2019 mamy ogólnie bardzo niski poziom wód wszędzie. Np. nad Biebrzą powysychane bagna… 

Odjechawszy na rowerach kawałek dalej w stronę Florianki napotkaliśmy wieżę widokową, z której mogliśmy podziwiać naprawdę sielską panoramę stawów, trzcinowisk i rozlewisk. A na drugim brzegu, w swojej ostoi pasły się spokojnie koniki polskie. I po to właśnie nad Stawy Echo warto przyjechać. Nie po kąpiel, czy plażę, tylko po widoki!

 

Zagroda Guciów

Zaledwie 10km za Zwierzyńcem, a 5km za Obroczem leży Guciów, a w nim maleńki skansen. Nie sposób tam nie trafić bo wszystko jest zlokalizowane przy szosie. Skansen jest maleńki, ale wart zobaczenia. My mieliśmy pecha, bo wybraliśmy się w poniedziałek… (w niedzielę widzieliśmy tam tłumy i chcieliśmy być sprytniejsi….). Muzeum jest czynne od 09:00 do 17:00 oprócz poniedziałków. Gospoda niedziela – czwartek 09:00 – 20:00, piątek – sobota 09:00-21:00.

Właścicieli nie było, ale Pani doglądająca całości pozwoliła nam wejść na teren i rozejrzeć się troszkę na własną rękę. Nie widzieliśmy zatem wnętrz – wyposażonych w kolorowe rękodzieło i stare sprzęty oraz kolekcji meteorytów z Polski i świata – ale za to mogliśmy pokręcić się po obejściu zupełnie sami. Podobno Gospodarze prowadzą też ciekawą i szeroką działalność towarzyszącą taką jak np. pokazy dawnych technik kulinarnych, knajpka z kuchnią tradycyjną.

 

Chleb Wiejski i coś do…

Po tradycyjne produkty roztoczańskiej kuchni nie trzeba było daleko jechać. Zaledwie kilkanaście metrów dalej, w tym samym Guciowie stoi straganik. A w nim same pyszne cuda… 😊 Chleb żytni na zakwasie, drożdżowe jagodzianki, smarowidło z dzika, smalec domowy, soki, miody, dżemy z najróżniejszych owoców i kwiatów oraz inne smakowitości, które las urodzi zamknięte w słoiki i słoiczki…. Pycha!

Straganik jest otwarty codziennie oprócz niedziel od ok. 11:00 do ok. 20:00. Ale na słodkie bułki wieczorem nie ma już co liczyć 😉. Można też zamówić wysyłkę kurierską poprzez stronę internetową http://wiejski-chleb-na-zakwasie.pl/ i jest to, jak śmieje się siostra właścicielki, jedyna cywilizacja w tej całej z jedzeniem zabawie.

 

Roztoczański Pstrąg, Restauracja Chata Rybaka

A skoro przy kulinariach jesteśmy… Już płynąc Wieprzem kusiła nas ta położona przy młynie w Bondarzu knajpka. Wtedy mieliśmy własne zapasy bułek, ogórków małosolnych i kabanosów, które w pięknych okolicznościach przyrody skonsumowaliśmy na jednej z nadwieprzańskich łąk. Ale innego dnia roztoczańskiemu pstrągowi nie mogliśmy się oprzeć. Ryby są z własnej hodowli, restauracja leży tuż nad rzeką. Jest dość spora i spory w niej ruch (byliśmy w niedzielę 😊), ale pstrągi palce lizać. (zdjęcia brak bo zanim się obejrzałam towarzystwo – łącznie ze mną – pożarło połowę dania 😉) 

 

Winnica „Czarnowoda” 

Trafiliśmy tu zupełnie przypadkiem. Będąc w jakimś miejscu zawsze staramy się najpierw zajrzeć do informacji turystycznej. To jest niejednokrotnie skarbnica wiedzy, której w żadnych internetach nie sposób uzyskać. Są tam mapy, ulotki, broszury, gazetki i przede wszystkim ludzie, którzy z danego regionu pochodzą i którzy na jego temat mają dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia i praktycznych rad do przekazania. Zawsze można znaleźć jakieś nieoczekiwane perełki.

Czarnowoda to malutka wieś i zagubiona wśród roztoczańskich lasów i łąk winnica. Takie miejsce na końcu świata. Jadąc do niej człowiek traci wiarę w nawigację googla – że to na pewno tam, że po takich drogach… A to właśnie tam! Pusto, cicho, tylko stare sady, winorośl, dwa konie na wybiegu i gospodarz – pasjonat, który – jak sam mówi – „bawi się w wino”, a robi to tu, bo „tu jest pięknie”.

Codziennie o 18:00 (czerwiec – sierpień, 15zł/osoba) organizowane jest zwiedzanie winnicy. Nie ma tu tłumów. Byliśmy my i jeszcze jedna rodzina. Gdy chodziliśmy po winnicy Pan Marcin opowiadał z pasją o swoim dziele, o tym jak wspólnie z ptakami (tymi dzikimi i tymi hodowanymi) dbają  o winorośl. Tutaj bowiem nie ludzie, a zwierzęta są głównymi gospodarzami. Są ptaki, są psy, są koty i jest Ryjek – mikroświnka, której troszkę się podrosło. Na koniec była oczywiście degustacja. Wino białe, różowe i czerwone. Muszę przyznać, że wyśmienite – zwłaszcza białe rozbiło bank 😊.

Gospodarze oprócz winnicy prowadzą też agroturystykę. Mają kilka pokoi do wynajęcia dla osób, które poszukują ciszy, spokoju, odetchnięcia od gonitwy codziennego życia wśród przyrody i zwierząt. Właśnie – wszelkie zwierzęta są bardzo mile widziane. Nie ma tu placu zabaw, boiska, telewizora, Internetu, zasięg telefoniczny słabiutki…

 

Szlak Szumów nad Tanwią

Tanew – jedna z czystszych rzek Roztocza. Mi jeszcze bardziej malowniczy wydał się jej dopływ Jeleń meandrujący pośród leśnej roślinności. Tanew i Jeleń tworzą małe wodospady nazywane szumami lub szypotami.

Szlaki zaczynają się w Suścu. Wszystkie trzy – czerwony, niebieski i żółty – wychodzą spod Gminnego Ośrodka Kultury. Tam też jest parking, na którym można pozostawić auto. Następnie wszystkie trzy wchodzą w las. Po niedługim odcinku drogi dochodzimy do malowniczej rzeki Jeleń. Szlaki dalej prowadzą wzdłuż jej koryta. Po jakimś czasie czerwony odbija na wschód (szlak krawędziowy), a żółty i niebieski prowadzą nas do wodospadu Jeleń. Idylliczne miejsce 😊. Tutaj albo podążamy szlakiem żółtym – prosto do Rebizantów, najbardziej charakterystycznego odcinka Szumów nad Tanwią, lub okrążamy Rezerwat idąc szlakiem niebieskim dalej wzdłuż Jelenia.

My wybraliśmy wersję drugą. Poszliśmy szlakiem niebieskim, przez wzgórze Kościółek do Rebizantów. Następnie przekroczyliśmy Tanew i szlakiem żółtym wróciliśmy do Wodospadu Jeleń i dalej po śladach na parking w Suścu. Całość pętli to 11km. Warto zwrócić uwagę, że jest to zdecydowanie szlak pieszy. Dużo tu przewyższeń, wąskich przejść i piachów. Ludzie którzy zapuszczali się z rowerami w większości musieli je prowadzić.

W niedzielę nie było pusto. Już na szlaku co raz mijaliśmy bądź byliśmy mijani przez większe lub mniejsze grupki. Ale to i tak nie umniejszało piękna tej wycieczki. Dopiero nad samą Tanwią, przy najsłynniejszych szumach, w Rebizantach – doznaliśmy szoku. Takiego plażowiska, grillowiska i piknikowiska dawno nie widziałam! Do Rebizantów można podjechać samochodem. Jest tam duży parking, który wczesnym niedzielnym popołudniem był wypchany do granic możliwości.

Niewątpliwie jest to piękne miejsce, ale poza sezonem. Kiedy przede wszystkim nie ma ludzi. Ale też kiedy drzewa albo nie mają liści, albo są one młodziutkie, malutkie, pozwalające słońcu swobodnie prześwietlać przestrzeń, a oczom dostrzec malutkie, szumiące kaskadki.

 

Roztocze opuszczaliśmy udając się na dalszą część naszego wypadu, którym były rezydencje magnackie w południowo-wschodniej Polsce. Udając się do Krasiczyna po drodze „zahaczyliśmy” jeszcze o kilka wartych uwagi miejsc.

 

Drewniana cerkiew pw. św. Bazylego w Bełżcu

Cerkiew została zbudowana w 1756. Po II wojnie światowej przestała jednak pełnić swe funkcje liturgiczne. Dziś jest to miejsce plenerów malarskich i galeria sztuki. Cerkiew jest niestety z zasady zamknięta. Zwiedzanie możliwe za wcześniejszym umówieniem się i preferowane są grupy.

 

Drewniana cerkiew pw. św. Mikołaja w Hrebenne

Granica polsko-ukraińska, Hrebenne – Rawa Ruska.

Cerkiew, wybudowana w końcówce XVII stulecia i przebudowana pod koniec XIX wieku, położona jest na wzgórzu górującym nad Hrebenne. Jest to jeden z najciekawszych zabytków Roztocza Wschodniego. Cerkiew jest grekokatolicka, ale służy wiernym obu obrządków – greckiego i rzymskiego. Obok stoi drewniana dzwonnica z XVII w.

 

Szlak Skamieniałych Drzew

To było…. bardzo ciekawe doświadczenie.

W Internecie wyszperałam: Ścieżka kulturowo- przyrodnicza Szlakiem Skamieniałych Drzew o długości 2 km utworzona w Nadleśnictwie Tomaszów (Siedliska). Trasa uwzględnia ciekawsze miejsca warte odwiedzenia znajdujące się na tym terenie. Poruszając się nią zobaczyć można: Drzewa skamieniałe i stanowisko cypryśnika błotnego, Rezerwat Jalinka, Wzgórze Tatarskie, Źródła rzeki Prutnik i Kapliczkę „Nad Źródłem”, Muzeum Skamieniałych Drzew”. No to poszliśmy.

Nie bardzo mogliśmy znaleźć szlaki, nie bardzo było kogo spytać… Bo upał, bo południe, bo tu tylko kilka perliczek i dumny kogut kroczył koło chałupy. W kościele też pusto, zamknięte… Ale w tej pustce i ciszy i bezwietrznej spiekocie było coś fantastycznego. Po jakimś czasie nawet znalazł się czerwony szlak, znalazły się też tabliczki informacyjne.

Szlak Skamieniałych Drzew

Jest to na swój sposób miejsce niezwykłe, rzadka w Europie osobliwość geologiczo-przyrodnicza w postaci zalegających w glebie fragmentów skamieniałego drzewa. Osobliwość rzadka, ale opisana już w XV wieku przez Jana Długosza. Jest to silnie wysycone krzemionką drewno Cyprysika. Mineralizacja nastąpiła w trzeciorzędzie, ok. 18-12 milionów lat temu. Przy braku tlenu i odpowiednich warunkach klimatycznych drewno nie podlegało rozkładowi tylko skamienieniu. Dziś można tu oglądać dwie kapliczki, których postumenty są zrobione z takiego właśnie skamieniałego drewna. Na terenie Kościoła p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Siedliskach ustawione są trzy takie „kamienie”. Inne okazy można oglądać w muzeum. Na okolicznych polach chłopi podobno cały czas znajdują co raz jakieś sztuki.

Nas szczególnie ciekawił Rezerwat Jelinka, gdzie mieliśmy nadzieję znaleźć „unikatowy pod względem przyrodniczym, o wysokim stopniu naturalności zespół roślinny wraz z występującą tu osobliwością w postaci występujących w glebie fragmentów skrzemieniałych drzew”. https://roztoczewita.pl/sciezka-kulturowo-przyrodnicza-szlakiem-skamienialych-drzew/  Ale tu szlak jakby już całkowicie się urywał. Co jakiś czas można było na drzewie zobaczyć coś na kształt czerwonego śladu… ale zdecydowanie dawno nikt tu nic z nim nie robił. Mieliśmy jednak schematyczną mapkę i trafiliśmy. W komarowo! Tak wielkie komarowo, że tylko w Amazonii pogryzło nas bardziej. Dodatkowo szlak prowadził swym fragmentem zdecydowanie zbyt blisko granicy, właściwie tuż przy samym pasie zaoranej ziemi. Ale szlak to szlak, poszliśmy… I tak też potem tłumaczyliśmy się wopiście, który dogonił nas rychło na swoim motorku… 😉. W lesie oczywiście nic nie było oprócz komarów i żołnierza Służb Ochrony Pogranicza.

 

Roztocze nocleg 

Chata na Rozdrożu, Obrocz k/ Zwierzyńca (rezerwacja bezpośrednia)

Obrocz to mała wieś oddalona o 5km od także niewielkiego Zwierzyńca. Chata na Rozdrożu stoi tuż przy lesie, odsunięta od szosy, jak sama nazwa wskazuje „na rozdrożu”. Ale dalej można już tylko pójść do lasu albo na łąkę. Budynek jest drewniany. Kilka pokoi na parterze, kilka na piętrze. Na dole znajduje się ogólnodostępna kuchnia. Na ganku stoją stoły, przy których można zjeść sobie śniadanie lub kolację, napić się piwa, kawy, lub po prostu pograć w karty. Jest też niewielki domek na drzewie – cudo dla dzieciaków 😊. Na terenie znajduje się palenisko, na którym można usmażyć sobie kiełbaski, są ławy do leniwego pobujania się z książką i mały placyk zabaw dla dzieci. Dla chętnych jest też sauna i bania. Pokoje są z łazienkami, przestronne, czyste i ładnie wykończone w surowym, rustykalnym stylu. Bardzo miłe, naturalne, ciche miejsce.

Pokój trzyosobowy: 115zł/doba (drewno na ognisko, sauna/bania – dodatkowo płatne)(czerwiec 2019)

 

Dalej pojechaliśmy do Przemyśla 

Czytaj też:

renesans i barok –  miasta w południowo-wschodniej Polsce

renesans i barok –  pałace i rezydencje w południowo-wschodniej Polsce

 

 


KOSZTY (3 osoby, czerwiec 2019)

  • nocleg na Roztoczu: Chata na Rozdrożu – 115zł/doba pokój trzyosobowy
  • Spływ Wieprzem (Bondyrz 112a, www.kajakiemporoztoczu.pl , zteterycz@wp.pl , 886 254 792): 50zł/kajak dwuosobowy, 25zł/kajak jednoosobowy
  • Winnica Czarnowoda: 15zł/osoba
  • Obiad w Roztoczański Pstrąg, Restauracja Chata Rybaka: 40-50zł
  • Do tego koszty transportu

 

Wszystkie posty z województwa lubelskiego znajdziesz tutaj: Lubelszczyzna – atrakcje regionu

Więcej o ciekawych miejscach w Polsce: 

Północ Polski 

Polska Centralna ; 

Południe Polski

 

Podobał Ci się wpis? Będzie mi bardzo miło, jeżeli podzielisz się nim ze znajomymi i zostaniesz moim stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie 😊

 

Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Baśka
Baśka
4 lat temu

Znak, że kiedyś trzeba znowu odwiedzić roztocze. Przypomnieć sobie stare kąty i zobaczyć co się zmieniło. Piękne opisy. Dziękuję
❤️

Małgosia
Małgosia
3 lat temu

Jutro się wybieramy po raz pierwszy 😊 Dziękuję z ciekawe wskazówki!

Kajaki Obrocz
1 rok temu

Zapraszamy do nas na kajaki https://marco-canoe.pl/

5
0
Would love your thoughts, please comment.x